Międzynarodowe kryzysy – od pandemii po niedawne, chaotyczne wycofanie się z Afganistanu – skłaniają do dyskusji o tym, czy Europa ma dziś narzędzia do tego, by móc zadbać o swoje bezpieczeństwo w nieprzewidywalnym świecie. Niektórzy apelują o europejski izolacjonizm, inni – ograniczają dyskusję o polityce bezpieczeństwa do kwestii sił zbrojnych. Współpraca międzynarodowa pozostaje kluczem do bardziej bezpiecznego, cieszącego się pokojem świata – liczy się ona dużo bardziej niż armie. Z fińskim ministrem spraw zagranicznych, Pekka Haavisto, rozmawiamy o najważniejszych wyzwaniach, przed którymi stoi Europa.

Green European Journal: Jakie są największe, stojące dziś przed Europą wyzwania geopolityczne?

Pekka Haavisto: W Finlandii – ale też wśród fińskich Zielonych – patrzymy się na wyzwania związane z polityką bezpieczeństwa z szerszej perspektywy. Nie ograniczamy się do kwestii, takich jak napięcia militarne, konkurencja między wielkimi mocarstwami czy zagrożenia hybrydowe, ale mówimy też o zakłóceniu funkcjonowania ekosystemów, łamaniu praw człowieku czy migracjach. Największym wyzwaniem geopolitycznym jest dziś klimat. Musimy podkreślać jak ważna jest jego ochrona dla zapewniania większych poziomów bezpieczeństwa. Gdy słowo „geopolityka” słyszy się w Finlandii, najczęściej myśli się o Rosji i jej stosunkach z Zachodem. Patrząc się jednak na głównych aktorów globalnej polityki widzimy, że to interakcje na linii USA-Chiny mają większy wpływ na Europę. Pekin nie jest już tylko trzecim graczem – stał się głównym rozgrywającym obok Waszyngtonu. Dla naszego kontynentu napięcia między Stanami, Chinami i Rosją nie ograniczają się wyłącznie do zmagań wielkich mocarstw, ale są również pojedynkiem wartości. To właśnie wartości stanowią największe źródło siły Europy. Ograniczając się do wąskiego pojmowania geopolityki spoglądamy na mapę i zastanawiamy się, kto jest czyim sąsiadem. Kiedy spojrzymy na kwestie ideowe wówczas obraz ten staje się bardziej skomplikowany.

Jak postrzega Pan geopolityczną rolę Unii Europejskiej?

Osobiście – i jest to również stanowisko fińskiego rządu – jestem zwolennikiem stworzenia przez Unię własnych zdolności obronnych. Dyskusja na temat europejskiego podejścia strategicznego pozostaje wciąż na wczesnym etapie. Jesteśmy w pełni świadomi tego, że wiele państw członkowskich UE skupia swą politykę bezpieczeństwa na współpracy militarnej w ramach NATO. Pamiętajmy jednak, że wyzwania XXI wieku nie zastępują starych, ale dodają nowe aspekty do kwestii obronnych, takie jak zagrożenia hybrydowe czy cybernetyczne.

Unia Europejska jest jako instytucja lepiej wyposażona do efektywnego odpowiadania na te nowe wymiary polityki bezpieczeństwa niż tradycyjne sojusze wojskowe, takie jak NATO. Wszystkie kraje Europy padły w ostatnich latach ofiarą cyberataków. Dla realnego bezpieczeństwa w przestrzeni cyfrowej potrzebujemy czegoś więcej niż narzędzi militarnych. Potrzebujemy rozbudowy narzędzi cywilnych i większego zaangażowania cywilnych instytucji. Cokolwiek, co w tej dziedzinie Unia może w zakresie wyzwań dla bezpieczeństwa zrobić jest mile widziane. Fundamentem dla unijnej polityki bezpieczeństwa powinna być realna odpowiedź na ryzyka zdrowotne, klimatyczne czy o charakterze hybrydowym.

UE potrzebuje również stworzyć lepsze możliwości do szybkiego odpowiadania na wydarzenia. Po zdarzeniach, jakich byliśmy świadkami na lotnisku w Kabulu, wiele osób w fińskim parlamencie zadawać zaczęło pytania o to, gdzie wówczas była Unia i jakie jej instytucje zaangażowane były w proces ewakuacji. To doskonały przykład działania, w którym powinniśmy widzieć więcej współpracy wewnątrz Unii i w którym dzięki temu lepiej mogłyby wykorzystać swoje mocne strony. Siły szybkiego reagowania są potrzebne nie tylko w sytuacjach takich jak ta z Kabulu – kluczowa staje się również zdolność do sprawnego działania w wypadku wyzwań i katastrof środowiskowych. Podczas mojej pracy w Programie ONZ ds. Środowiska (UNEP) dyskutowało się sporo na temat „zielonych beretów”. Powodzie czy pożary lasów stają się nowymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa, Unia Europejska powinna zatem być zdolna do wspólnego reagowania w ich obliczu – niezależnie od tego, czy mają miejsce na kontynencie czy w innych rejonach świata.

Moving Targets: Geopolitics in a Warming World
This article is from the paper edition
Moving Targets: Geopolitics in a Warming World
Order your copy

Ewakuacja z lotniska w Kabulu stanowiła tragiczny, chaotyczny epilog zachodniego zaangażowania w Afganistanie. Jakie lekcje powinna z niej wynieść Europa?

Wraz z końcem misji w Afganistanie czekają nas najróżniejsze analizy. Poszczególne kraje Europy wyciągną z nich różne wnioski. Mamy obecnie do czynienia co najmniej z trzema, konkurującymi ze sobą opowieściami. Narracja amerykańska przyjmuje dość wąskie spojrzenie – podkreśla, iż byli tam ze względu na zabezpieczenie swojego bezpieczeństwa narodowego. Wraz z jego zapewnieniem nadszedł czas na opuszczenie Afganistanu. Europejska opowieść jest bardziej rozbudowana – tak, byliśmy tam ze względu na bezpieczeństwo własne oraz innych demokracji, ale nasza obecność w tym kraju miała również oznaczać jego rozwój, zakorzenienie się demokracji, ugruntowanie praw dziewczynek i kobiet. Trzecia opowieść pochodzi od Talibów i głosi, że Afganistan jest w końcu wolny – skończyła się jego okupacja, wycofały się obce wojska, powrócił pokój. Historia złoży się z tych trzech, konkurujących ze sobą opowieści.

Patrząc się na sytuację w Afganistanie obawiam się, że kolejna katastrofa czai się już za rogiem. Kres demokracji, utracone prawa dziewcząt i kobiet, ograniczenie dostępu do edukacji – to wszystko wielkie tragedie. Teraz jednak przed krajem stanęło również widmo klęski głodu. Międzynarodowe programy rozwojowe znalazły się w trudnym położeniu. Europę czeka odpowiedź na trudne pytanie – czy powinniśmy, bez uznawania rządów Talibów, wspierać ten kraj tak, by dało się w nim żyć, a pielęgniarki i nauczyciele otrzymywali pensje? Biorąc ten dylemat pod uwagę Unia Europejska chce dyskutować o inicjatywie „pomocy humanitarnej plus”. Odnotowuje też, że stabilność Afganistanu jest ważna tak dla regionu, jak i całego świata.

Europa musi się odnaleźć w tej mocno zmienionej sytuacji – w swoich rękach wciąż ma nieco kart. Żałuję, że rozmowy pokojowe w Doha nie doprowadziły do powstania rządu jedności narodowej, który szanowałby większą część ważnych dla Unii wartości. UE postawiła warunki dla przyszłej współpracy: swobodny przepływ ludzi, szacunek dla praw człowieka, szanowanie praw kobiet i dziewczynek. Na chwilę obecną Talibowie nie zrealizowali żadnego z tych warunków.

Czy doświadczenia Afganistanu zmienią sposoby, na które Finlandia i Unia Europejska podchodzić będą do promowania praw człowieka na poziomie międzynarodowym?

Pytanie o szeroko zakrojone misje pokojowe czy operacje zarządzania kryzysowego zawsze dotyczyło tego, czy są one efektywnymi narzędziami. Jasno zauważalne są frustracje z ich powodu – musimy zatem zastanowić się, co poszło nie tak. Lekcje z Afganistanu muszą być brane pod uwagę przy planowaniu jakichkolwiek przyszłych działań w miejscach, takich jak Sahel, Niger czy Mali. Nie uważam jednak, by doświadczenie Afganistanu miało zmienić koncepcję interwencji, mających zapobiegać łamaniu podstawowych praw człowieka. Odpowiedzialność za ich ochronę – a także za realizację decyzji, podejmowanych przez ONZ, wciąż pozostaje w naszej narzędziowni. Afganistan nie jest ostatnim miejscem, które potrzebować będzie naszej pomocy.

Są tu jednak rzecz jasna kwestie, które wymagać będą naszej refleksji. Od roku 2002 pracowałem dla UNEP-u w Afganistanie. Odwiedzaliśmy tam kontrolowane przez Talibów wioski, w których spotykaliśmy się z ich sympatykami. Pytali się nas: „Co dobrego zrobiła dla nas społeczność międzynarodowa? Czy budujecie studnie? Czy zakładacie szkoły?”. Kiedy wracaliśmy do Kabulu tłumaczyliśmy afgańskiemu rządowi, że spotykaliśmy się ze zwolennikami opozycji, którzy chcieliby wiedzieć rozwój okolicy, w której żyją. Nie było miło słyszeć oskarżenia, że spotykaliśmy się z niewłaściwymi osobami i że powinniśmy rozmawiać wyłącznie ze stronnikami rządu. W tej wizji na pomoc zasługiwaliby jedynie „właściwi” ludzie. Takie czarno-białe spojrzenie na pokryzysową sytuację daje gwarancję porażki. W takich sytuacjach od samego początku działań na rzecz odbudowy potrzebujemy włączania różnych grup.

Odpowiedzialność za ochronę – a także za realizację decyzji, podejmowanych przez ONZ, wciąż pozostaje w naszej narzędziowni.

Odwrót z Afganistanu miał miejsce w trakcie innego szoku geopolitycznego, jakim pozostaje pandemia. Bogate kraje zgromadziły zapasy szczepionek, podczas gdy wiele ubogich państw pozostaje ich pozbawionych. Szczepionki i zapasy medyczne okazały się narzędziami pokazywania swej przewagi geopolitycznej. W jaki sposób postępować powinna Europa?

Spoglądając wstecz na pierwsze dni pandemii koronawirusa możemy powiedzieć, że zauważalny wówczas brak solidarności między krajami Europy była czymś koszmarnym. Poszczególne państwa postawiły przede wszystkim na własny interes, zamykając granice po to, by zapasy medyczne czy odzież ochronna nie opuszczały granic kraju. Wszyscy pytali wówczas o to, gdzie jest Europa. Program szczepień koniec końców pomógł w powrocie państw europejskich do gry do jednej bramki. Całościowe doświadczenie pandemii było jednak czymś bolesnym. Na północy Europy Finlandia i Szwecja zdecydowały się na obranie zupełnie innych podejść do tego zagrożenia, co momentami prowadziło do napięć między nimi. Większa europejska koordynacja w kwestiach związanych z polityką zdrowotną – chociaż wciąż pozostaje w budowie – jest nam dziś bardzo potrzebna.

Walka z pandemią skończy się dopiero wtedy, gdy zostanie ona wygrana na całym świecie – właśnie dlatego potrzebujemy solidarnego podejścia do kwestii dostępu do szczepionek. Walczymy z czasem o to, czy pojawiać się będą kolejne, nowe warianty wirusa. Europa musi wspierać kraje, które znajdują się dziś na początku lub w środku swoich programów szczepień. Na krótką metę może się to dziać za pośrednictwem programu COVAX, ale na dłuższa metę musi oznaczać wsparcie dla produkcji szczepionek w różnych częściach świata. Rozmawiałem z ministrami spraw zagranicznych Indii, Rwandy i Senegalu – wszyscy dzielili się swoimi planami dotyczącymi produkcji szczepionek. Europa musi robić co w jej mocy po to, by umożliwić stworzenie nowych, lokalnych i regionalnych mocy produkcyjnych.

Przejdźmy do kwestii, związanych z obecnością kwestii klimatycznych i środowiskowych w polityce zagranicznej. Uniknięcie najgorszych efektów kryzysu środowiskowego uzależnione jest od globalnej – a nie jedynie europejskiej – dekarbonizacji. Jakimi narzędziami przyspieszenia globalnych działań na rzecz klimatu na dziś Europa?

Europa ma tu szczególną odpowiedzialność. Finlandia postawiła sobie za cel osiągnięcie neutralności klimatycznej do roku 2035 – w obecnym tempie mamy szansę zrealizować go kilka lat wcześniej. Na poziomie europejskim niewątpliwie pozytywnym krokiem jest deklaracja celu neutralności klimatycznej dla całej Unii. W wypadku narzędzi wspierania tego procesu w skali globalnej toczą się dyskusje na temat podniesienia ambicji wielkich graczy, takich jak Rosja czy Chiny. Jeśli chodzi o kraje rozwijające się ważną rolę odgrywa wsparcie dla działań adaptacyjnych oraz dostęp do nowych technologii. Nowe podejście, obrane przez Finlandię, polega na stworzeniu koalicji klimatycznej ministrów finansów. W jej pracach, koordynowanych przez Finlandię i Indonezję, bierze udział 65 państw. Przypomina nam ona o tym, że zmiana klimatu nie jest sprawą wyłącznie dla ministrów środowiska. Ministrowie finansów są tu kluczowymi graczami, którzy mogą planować rozwój gospodarczy i społeczny, który pozwala na realizację celów klimatycznych.

Komunikacja nie oznacza zdradzania swoich zasad i wartości – oznacza zrozumienie świata, na którym żyjemy oraz ryzyk, z którymi się mierzymy.

Wydaje się, że Europa ma największy wpływ na sytuację w swym bezpośrednim sąsiedztwie. Geopolityka energetyczna jest niezwykle drażliwym tematem na wschodzie kontynentu. Budowa gazociągu Nord Stream 2 jest projektem z zakresu paliw kopalnych, który grozi pogorszeniem pozycji Polski czy Ukrainy. Jak ocenia Pan sytuację? Jaką rolę w jej rozwoju odegrać może Europejski Zielony Ład?

Rosnące ceny gazu ziemnego stawiać nas będą w trudnej sytuacji – szczególnie w miesiącach zimowych. Istnieje ryzyko, że ludzie utożsamiać będą wysokie ceny energii z transformacją energetyczną oraz zielonymi posunięciami politycznymi. Jasno jednak widać, że rosyjskie władze traktują zapasy tego paliwa jako narzędzie uprawiania polityki. Mołdawski kontrakt z rosyjską, państwową spółką Gazprom – największym dostawcą gazu ziemnego do Europy – wygasł jesienią roku 2021. Choć Gazprom wydłużył kontrakt, to i tak drastycznie podniósł ceny.

Moja dyplomatyczna odpowiedź na pytania dotyczące Nord Stream 2 jest taka, że choć gazociąg biegnie przez Zatokę Fińską to Finlandia nie jest jego częścią. Odbiorcy tego źródła energii muszą zastanowić się nad tym, w jaki sposób wpisuje się ono w ich plany oraz jak wpływa na szanse osiągnięcia ich celów środowiskowych. Jeśli z kolei chodzi o Europejski Zielony Ład to jednym z istotnych pytań jest to, czy finansować on będzie energetykę jądrową. Zauważalne są tu różnice perspektyw. Warto jednak pamiętać, że już ze swej natury energetyka jądrowa generuje zależność od jej dostawców, a bezpieczne obchodzenie się z odpadami jądrowymi wciąż pozostaje wyzwaniem. Ze wszystkich dostępnych opcji moim wyborem byłoby inwestowanie w odnawialne źródła energii.

W jaki sposób zielona polityka kształtuje Pańskie podejście do polityki zagranicznej?

Fińscy Zieloni od zawsze cechowali się szerszym spojrzeniem na ekopolitykę. W pierwszych latach naszego istnienia toczył się spór między wspierającymi węższą, skupiającą się na kwestiach środowiskowych wizję polityczną ekologami a osobami, preferującymi szerokie, ekopolityczne spojrzenie, uwzględniające kwestie takie jak prawa człowieka, feminizm czy prawa osób z niepełnosprawnościami. Zwyciężyła ta druga koncepcja, która okazała się być kluczem do naszego sukcesu politycznego. Fińscy Zieloni dzięki niej już pięciokrotnie stanowili część rządzących krajem koalicji. Wszystko to przy pamiętaniu o kwestiach środowiskowych i głośnym mówieniu o nich.

W rękach Zielonych znajduje się dziś ministerstwo spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych oraz środowiska (odpowiadające również za koordynację polityk klimatycznych). Zieloni ministrowie mieli zatem wiele okazji do wpływania na politykę krajową – a także europejską. Gdy toczą się dyskusje o globalnej sytuacji oraz o konfliktach na arenie międzynarodowej zawsze zwracamy uwagę na kwestię bezpieczeństwa środowiskowego, powiązania między sytuacjami konfliktowymi a stanem klimatu i środowiska, jak również na budowanie mostów między zapewnianiem pokoju a kwestiami ekologicznymi. To podejście, którego największymi orędownikami mogą być właśnie siły ekopolityczne.

Kraje nordyckie uważane są za państwa, realizujące aktywną politykę międzynarodową, opartą o wartości takie jak pokój. Czy Unia Europejska może czerpać coś z tego podejścia?

Dla Unii Europejskiej ciekawe mogą być trzy elementy modelu nordyckiego. Kraje skandynawskie są w stanie ściśle ze sobą współpracować pomimo całkiem istotnych różnic w ich polityce zagranicznej. Dania, Islandia i Norwegia są członkami NATO – Szwecja i Finlandia nie. Islandia i Norwegia nie są z kolei członkami Unii Europejskiej. Nordycka piątka jest jednak w stanie współpracować ze sobą niczym jedna rodzina – dzielimy ze sobą wartości, które łączą nas niezależnie od innych sojuszy.

Kraje nordyckie są również w stanie rozmawiać niemal z każdym. Potępiły one nielegalną okupację Krymu czy przypadki łamania praw człowieka, jak w wypadku Aleksieja Nawalnego, ale wciąż jednak angażują się w dialog z Rosją. Jesteśmy niezmiernie zaniepokojeni sytuacją na Białorusi. Mimo tego próbuję podtrzymać kontakt ze swym białoruskim odpowiednikiem – musimy bowiem znaleźć jakieś wyjście z tego kryzysu. Potrzebny jest tu dialog między rządem a opozycją. Musisz umieć rozmawiać z ludźmi, z którymi się nie zgadzasz. Komunikacja nie oznacza zdradzania swoich zasad i wartości – oznacza zrozumienie świata, na którym żyjemy oraz ryzyk, z którymi się mierzymy. Nie będziemy w stanie osiągnąć pokoju bez rozmawiania ze sobą.

Tłumaczenie: Bartłomiej Kozek