W wielu europejskich krajach wydarzenia lat 1914-1918 w zbiorowej pamięci zapisały się jako piekło, które zamieniło górnolotne oczekiwania wobec przyszłości, przejawiane na początku XX wieku, w poczucie rozpaczy i nienawiści. Jak w roku 1919 napisał francuski poeta, Paul Valéry (1871-1945), „my, cywilizacje, wiemy już, że jesteśmy śmiertelne”.

W jaki sposób upamiętniamy wojnę sprzed stu lat? Cały czas głównie na szczeblu narodowym. Każdy kraj ma swe własne pomniki i ceremonie, usiłujące nadać znaczenie i wagę wydarzeniom lat 1914-1918 w sposób, wpisujący się w narrację o narodowej historii. Konsekwentnie brakuje tu dwóch ważnych elementów: poczucia bezcelowości i odrzucenia nacjonalizmu, który w wielu jej uczestnikach rozbuchały wichry Wielkiej Wojny – i to niezależnie od tego, po której stronie okopów się znaleźli.

Chciałabym napisać o trzech powodach, dla których wojnę tę powinniśmy upamiętniać na poziomie europejskim. Po pierwsze, była ona doświadczeniem ponadnarodowym. Po drugie, była jednocześnie doświadczeniem indywidualnym. Po trzecie wreszcie – wszystkim nam potrzebna jest nowa kultura pamięci.

Europejskie doświadczenie

Pierwsza wojna światowa nie tylko zmiotła z powierzchni ziemi dotychczasowy świat, ale również obowiązującą do czasu jej wybuchu koncepcję Europy. Nowoczesność oznaczała wówczas ciągły, liniowy postęp wiedzy, technologii, poziomu dobrobytu i – co stanowiło esencję tego projektu – samej ludzkości. Nowy Europejczyk mógł oczekiwać nie tylko lepszej jakości życia, ale wręcz stania się istotą moralnie wyższą. Mógł myśleć za siebie, strzepywać z siebie kurz dawnych mitów i niepokojów, a także –wspierany przez sztukę – dążyć do osiągnięcia wyższego stanu ducha. Wizja ta napotykała rzecz jasna na pewien sceptycyzm. „Trzej mistrzowie wątpliwości”, jak określił ich Paul Ricoeur, zadawało niewygodne pytania: Freud na temat racjonalności postepowania rodzaju ludzkiego, Marks na temat kapitalistycznego uprzemysłowienia, Nietzsche zaś – moralności i religii. Już dominikański mnich Bartolomé de Casas (1484-1566) może być uznany za jednego z pierwszych działaczy na rzecz praw człowieka, gdy domagał się poszanowania Indian w Nowym Świecie. Współczesna Europa od swego zarania otwarta była na krytykę oraz poddawanie wyznawanych przez siebie wartości w wątpliwość. Właśnie dlatego mogła stworzyć nowoczesne społeczeństwo.

Ciemna strona tego przesiąkniętego optymizmem świata ukazała swe oblicze w „krótkim” XX wieku – i to od razu w katastrofalnych rozmiarach. Patrząc wstecz szokuje nas fakt, że wielu najwybitniejszych myślicieli okresu Wielkiej Wojny było jej żarliwymi entuzjastami. Zakładano, że dzięki osiągnięciom technologicznym szybko się ona skończy, zwycięskim państwom przyniesie chwałę, a ich społeczeństwa podniesie na duchu. To miała być wojna, która zakończy wszystkie wojny. Paul Valéry w swym eseju „Kryzys ducha” zauważył, że to sam postęp dał asumpt do rzeźni. Wiedza naukowa i techniczna, w połączeniu z wartościami takimi jak lojalność i dyscyplina, umożliwiły uczynienie zła na tak wielką skalę. „Tak wiele koszmarów nie byłoby możliwych bez tak wielu cnót” – pisał. Wielka Wojna oznaczała dla niego bankructwo idealizmu – przekonania, że ludzki duch przemierza ziemię i czyni ją lepszą. W jego miejsce pojawiło się dojmujące poczucie kruchości. Żołnierze z niemal całej Europy, walczący w okopach, dzielili nie tylko doświadczenia zimna, głodu, błota i szczurów, mając świadomość, że każda chwila może być ich ostatnią, ale aż nazbyt często również świadomość, że wszystko, czego do tej pory nauczyli się o „dobrym” życiu pozbawione zostało znaczenia.

Erich Maria Remarque walczył jako żołnierz po stronie Niemiec. Jego powieść „Na zachodzie bez zmian”, opublikowana została w roku 1929. Jej główny bohater opisuje, w jaki sposób światopogląd, przekazywany mu przez jego przychylnych wojnie nauczycieli, rozpadał się za każdą śmiercią i wybuchem granatu.

Niepodobna zrozumieć, iż ponad tak postrzępionymi ciałami tkwią jeszcze ludzkie twarze, w których życie kontynuuje codzienną swą pracę. A przy tym jest to tylko jeden jedyny lazaret, jeden jedyny szpital – istnieją ich setki, tysiące w Niemczech, setki, tysiące we Francji, setki, tysiące w Rosji. Jakżeż pozbawione sensu jest wszystko, co kiedykolwiek zostało napisane, uczynione, pomyślane, jeśli coś podobnego jest możliwe. Widocznie wszystko było skłamane i puste, jeśli kultura wielu tysięcy lat nie zdołała temu zapobiec, przelaniu tych strumieni krwi, istnieniu setek, tysięcy tych więzień udręki (tłum. Stefan Napierski).

W tym samym roku brytyjski pisach Richard Aldington uwiecznił swoje własne doświadczenia wojenne w „Śmierci bohatera”. Książka ta stanowi wyraz jego rozczarowania wiktoriańską mentalnością, jak również stanowi odę do martwego żołnierza, któremu wyraźnie zazdrości:

Jakie mam prawo do tego, by żyć? Czy jest ich pięć, dziesięć, dwadzieścia milionów? Czy dokładna liczba właściwie ma znaczenie? Oni tam są, a my jesteśmy za to odpowiedzialni. Do diabła, jesteśmy odpowiedzialni! Gdy spotykam nieznanego mi człowieka mojego pokolenia, mam ochotę wrzasnąć do niego: „Jakim cudem uciekłeś? Jak tego uniknąłeś? Do jakich brudnych sztuczek się odwołałeś? Dlaczego jeszcze żyjesz, oszuście?”. To okropne uczucie przeżyć swe życie, ominąć swój los, zostać na ziemi dłużej, niż było to mile widziane. Nie ma na tej ziemi nikogo, kto przejmuje się tym, czy jestem żywy czy martwy, i cieszę się z tego – tak bardzo się cieszę. Z samotności, lodowatej samotności. Wy, pomarli w wojnie, pomarliście jak sądzę nadaremnie, po nic, po podmuch wiatru, jakiś bełkot, humbug, nagłówek w gazecie, przemowę polityka. Ale przynajmniej pomarliście. Nie odrzuciliście ostrego, słodkiego przeszycia kulą, ciosu pocisku moździerzowego, ujmującego zgonu od trującego gazu. Pozbyliście się wszystkiego. Wybraliście coś lepszego. (tłum. BK)

Wyimki z powieści z Francji, Belgii czy Rosji mogłyby być z łatwością zestawione z powyższymi cytatami. Paul Valéry podsumował swój esej obserwacją, że nacjonalizm uległ intelektualnemu bankructwu, idealizm zaś został zamordowany. Wiedza udowodniła, że nie jest w stanie odzyskać niczego z wraku ludzkości. Nauka została zhańbiona poprzez wdrożenie jej wynalazków, a jej moralne ambicje zostały śmiertelnie zranione. Rozpłynęła się iluzja, którą karmiła się europejska kultura.

Pierwsza wojna światowa zniszczyła buzującą współpracę między elitą europejskich pisarzy i artystów, przyczyniła się również do rozkładu Drugiej Międzynarodówki. Wyglądało na to, że to nacjonalizm bierze górę nad wysiłkami stworzenia wspólnej, europejskiej kultury i polityki. Do dziś pozostaje on ważnym czynnikiem politycznym – podobnie jak był nim po traktacie wersalskim. Rozpleniał się wówczas w Niemczech i był istotnym elementem rodzących się w innych częściach Europy tendencji faszystowskich. Mimo to sporo ludzi – podobnie jak Valéry – uważało, że jego czas jako ideału dla ludzkości się skończył.

W trakcie tych naznaczonych nacjonalizmem i wojennymi bliznami lat rodziła się nowa Europa – kontynent pozbawionych złudzeń, młodych nihilistów. Charakteryzowały ją nowe ruchy artystyczne, takie jak dadaizm, podążający za absurdem i intuicją, założony w roku 1916 w Zurychu jako reakcja na demony wojny. Nowy kontynent hodował w sobie głęboką niechęć do militaryzmu, autorytaryzmu oraz ich pochodnych, przekonany zaś był do idei demokratyzacji i pacyfizmu. Była to Europa, która sfrustrowania niepowodzeniami w odbudowie wspólnej, zniszczonej wojną kultury wznowiła współpracę w ramach Ligi Narodów. Także i ta Europa zaczęła się jednak rozpadać od roku 1933 i do roku 1945 nie zaznała pokoju.

Doświadczenie osobiste

Pierwsza i druga wojna światowa rozerwały Europę na strzępy. Nienawiść do Niemców trwała przez dekady, a rewolucja w Rosji podzieliła kontynent na dwie części. Brytyjczycy utracili swoje imperium i wycofali się do swojego wyspiarskiego życia, podczas gdy w Belgii zaczęła rosnąć przepaść między społecznością flamandzką i walońską. Dla Polski rok 1918 oznaczał koniec ery obcego panowania, trwającej od zaborów. Rozpad podwójnej monarchii habsburskiej zainicjował trudny proces formowania się nowych Bałkanów.

Wpływ wojny na rzeczywistość polityczną różni się w zależności od kraju i regionu. Ludzie nadal różnią się w ocenie winy i działań, koniecznych do złagodzenia konfliktów i cierpienia. Istnienie wspólnego doświadczenia może być w tym kontekście ryzykownym założeniem. Ludzkie doświadczenia – zarówno wspólnotowe jak i indywidualne, pozostają interpretowane i upamiętniane na różne sposoby.

Nie istnieje coś takiego jak obiektywna, pełna wiedza na temat pierwszej wojny światowej. Nigdy nie dowiemy się „jak wtedy było” – choćby dlatego, że dla każdej i każdego było nieco inaczej, częściowo zaś dlatego, że historia jest częścią naszego spojrzenia na teraźniejszość i przyszłość. Relacje polityczne i społeczne w Europie zawsze wiążą się z konfrontowaniem ze sobą zróżnicowanych doświadczeń – naszych historii, które wpływają na to, w jaki sposób patrzymy się na historie innych.

Wielka Wojna jest zatem jednocześnie wspólnym, europejskim doświadczeniem, które zbliża nas do siebie, jak i osobistym przeżyciem, czyniącym z nas obcych sobie nawzajem.

Europa wspomina

Czy jest jakiś sens w upamiętnianiu I wojny światowej na poziomie europejskim? Pytanie to jest w pewnym sensie bezcelowe, jako że tego typu upamiętnianie ma już miejsce. Ten rok przyniósł nam wysyp ceremonii, poświęconych wydarzeniom lat 1914-1918. Sęk w tym, że uroczystości te w praktyce będą wydarzeniami narodowymi – pomimo faktu, że kilka z nich miało szerszy charakter, a dyplomaci i głowy państw uczestniczyły w wydarzeniach w innych krajach. Główny problem polega na tym, że wydarzenia te pomijają wniosek, wyciągnięty przez wiele osób, które przeżyły lata w okopach – że nacjonalizm, jak argumentował chociażby Paul Valéry, jest intelektualnym bankrutem. Zamiast zauważyć problem z narodowymi dyskursami, które doprowadziły do wojny, zaczynają je powielać. Przykładem jest ogłoszenie przez Królewską Mennicę Zjednoczonego Królestwa specjalnej monety, upamiętniającej I wojnę światową. Na monecie tej znajdujemy wizerunek feldmarszałka Lorda Kitchenera ze znanego, wojennego plakatu „Twój kraj Cię potrzebuje”. Nie ma w tej wizji miejsca na doświadczenia, o których pisali Richard Aldington czy Erich Maria Remarque.

Potrzeba nam zatem nowego typu upamiętniania – takiego, który skutkuje we współpracy między Europejkami i Europejczykami i który odzwierciedla zróżnicowane narracje. Unia Europejska może być symbolem pokonania nacjonalizmów. Nie musi w niej być niczego bohaterskiego – wręcz przeciwnie, widzimy, że jest lekko chaotycznym zbiorowiskiem, które wiążą ze sobą historyczne przypadki oraz polityczne kompromisy. Unii nie brak wielu niekonsekwencji i wad. Choćby dlatego, że nadal szuka odpowiedniego kształtu, UE nadaje się jako organizacja, mogąca przygotowywać nowe rodzaje upamiętniania – takie, które zamiast na narodowym honorze skupiają się na koszmarach, które wywoływał. Tego typu upamiętnienie również ma swój kontekst polityczny i symboliczny – ponieważ nie jest to jednak kontekst nacjonalistyczny tworzy on przestrzeń do pamiętania również o tych doświadczeniach, które do tej pory pozostawały na marginesie.

Czy podzielona kryzysem ekonomicznym i monetarnym Europa skorzysta bowiem na przyzywaniu upiorów dawnych konfliktów i otwieraniem niegdysiejszych ran? Ktoś, kto upamiętnia, na nowo ożywia duchy przeszłości i przyzywa zmarłych, by stanęli z nami twarzą w twarz.

Jeśli chcemy, by projekt europejskiej współpracy zakorzenił się bardziej niż tylko w kręgach administracji i biznesu, jeśli chcemy szerszego, społecznego poparcia dla rozwoju UE, nie możemy uniknąć tego spotkania z duchami przeszłości. By wyjść z obecnej, patowej sytuacji braku solidarności ekonomicznej oraz kryzysu demokratycznej legitymizacji systemu musimy stworzyć przestrzeń, w której wzrastać może wzajemne zaufanie. By taka przestrzeń powstała, kluczowa będzie nasza świadomość, dotycząca historycznych kontekstów i tego, w jaki sposób ukształtowały one politykę na kontynencie.

Obchody pod auspicjami Parlamentu Europejskiego, skupiające się na różnorodności i wielojęzyczności, mogłyby być mile widzianą odtrutką na narodowe i wojskowe formy kultury pamięci. Ich celem nie byłoby stworzenie jednolitej, europejskiej narracji. Chodziłoby raczej o przybliżenie różnorodnych interpretacji I wojny światowej, jej przyczyn i skutków. Martwi już nie przemówią. Ich przyszłość nigdy nie stała się rzeczywistością, a Europa wygląda, jak wygląda, także z powodu tych wszystkich, niezrealizowanych obietnic. To żywi muszą powiedzieć o tym, co ich porusza i jakie wartości nimi kierują – kogo stracili i kim chcą być w przyszłości. Może to doprowadzić do powstania przestrzeni wzajemnego zaufania, którą Unia Europejska tak bardzo potrzebuje do tego, by funkcjonować prawidłowo.

Podręczniki szkolne powinny zawierać historie z innych krajów – tak, by dzieci od samego początku uczenia się jej wiedziały, że można o niej pisać na wiele sposobów. Europejskie miasta, które doświadczyły bombardowań i wojennej pożogi mogą zainicjować niełatwy proces rozmowy o przeszłości z niegdysiejszymi wrogami. Tworzone i poddawane próbie mogłyby być nowe rytuały, inspirujące się choćby Kohlem i Mitterandem, którzy podczas obchodów w Verdun – miejscu, w którym w roku 1916 zginęło 800 tysięcy ludzi – które odbyły się w 1984 przez kilkanaście minut trzymali się za ręce. Rytuały te nie muszą reprodukować nacjonalistycznej retoryki – mogą za to przekazywać światu, to, kim wspólnymi siłami chcemy stać się w przyszłości.

Valéry zadawał sobie pytanie o to, czym jest pokój. Jego odpowiedź brzmiała następująco: Pokój prawdopodobnie jest stanem rzeczy, w którym naturalna wrogość między ludźmi znajduje swe ujście w tworzeniu, zamiast w niszczeniu – jak w wypadku wojny. Pomimo nieuchronnych napięć politycznych Unia Europejska, wraz z innymi organizacjami zrzeszającymi kraje kontynentu, jest idealna do tworzenia nowych form upamiętniania i współistnienia. Tak jak unia walutowa nie może istnieć bez strategii ekonomicznej, tak jak europejska solidarność potrzebuje minimalnych standardów powszechnego zabezpieczenia społecznego, tak współpraca polityczna może trwać wyłącznie wtedy, gdy jest ona wsparta wymianą doświadczeń, które nas ukształtowały.

 

Bibliografia

Erich Maria Remarque, Na zachodzie bez zmian, Warszawa 2014.

Paul Valéry, La Crise de l’Esprit, 1919

Richard Aldington, Śmierć bohatera, Warszawa 1958.

Artykuł „Let Europe Remember the Great War” ukazał się na witrynie internetowej Zielonego Magazynu Europejskiego. Tłum. Bartłomiej Kozek.

Erica Meijers jest redaktorką naczelną kwartalnika De Helling, wydawanego przez think-tank holenderskiej Zielonej Lewicy (GroenLinks).