Na razie dla wielu zadanie z gatunku science-fiction, ale warto już dziś myśleć o przyszłości i projekcie Polski po rządach PiS, bo to pozwala zachować właściwy dystans do bieżącej polityki.

Samo stawianie oporu nie wystarczy, potrzebna jest dobra wizja, wynikająca z niej strategia i budowana na niej skuteczna taktyka codziennych zmagań o Polskę, jaką zechce poprzeć nie tylko większość jej mieszkańców, ale taką, w której zwolennicy obecnie realizowanego projektu nie będą czuć się obco.

Nad projektem Polski po Kaczyńskim zastanawia się w „Wyborczej” Marek Beylin. Słusznie zauważa, że ścierać się muszą różne pomysły, stawką bowiem nie jest jedynie zmiana władzy, ale wybór takiej władzy, która odpowie we właściwy sposób na problemy, jakich eksponowanie dało PiS pełną kontrolę nad państwem.

Nie ma więc powrotu do III Rzeczypospolitej i narracji sukcesu transformacyjnego, nawet gdyby udało się tę narrację bronić statystykami etc. Gdy suma indywidualnych doświadczeń mniejszych i większych niesprawiedliwości i dysfunkcji państwa na poziomie krajowym i samorządowym przekroczyła pewien próg, okazało się, że lepiej wyobraźnię organizuje alternatywna narracja proponowana od lat przez PiS i od niedawna przez partie antysystemowe, takie jak ugrupowanie Pawła Kukiza.

Żeby przeciwstawić się tej wizji, nie wystarczy jedynie dokonać aktu samokrytyki, jednocześnie bronić III Rzeczypospolitej i wskazywać na jej ułomności, trzeba wyjść do przodu, przejmując inicjatywę PiS. Najciekawsze, że nie brakuje w tej chwili odpowiednich diagnoz: polskie społeczeństwo jest przebadane i rozpoznane wzdłuż i wszerz, wiemy dokładnie, co mu doskwiera, jak dzieli się klasowo i jakie z tych podziałów wynikają praktyki uczestnictwa w kulturze i życiu politycznym. Wiemy też sporo, czego nie wiemy.

Problem poprzedniej władzy polegał na tym, że nigdy tą wiedzą nie była zainteresowana. Przeciwnie, PO zafundowała np. sobie Instytut Obywatelski, który pod kierownictwem Jarosława Makowskiego stał się jednym z najciekawszych think-tanków politycznych w Polsce. Serdecznie polecam wszystkim, a zwłaszcza politykom Platformy, lekturę publikowanych od lat opracowań. Lepiej późno niż wcale. Może zrozumieją, dlaczego przegrali i dlaczego nie mają na razie wielkich szans na odzyskanie władzy.

Nie brakuje też konkretnych projektów reformatorskich, wystarczy znowu lektura raportów przygotowanych z inicjatywy Jerzego Hausnera, z ostatnim „Państwo i My. Osiem grzechów głównych Rzeczypospolitej”.

Wiemy więc, co trzeba zrobić, żeby zbudować dobre państwo w oparciu o rodzime zasoby ludzkich potencjałów, kapitałów materialnych i niematerialnych. Manifestacje przeciwko działaniom PiS, opór środowisk zawodowych i głównych instytucji życia publicznego, takich jak uniwersytety pokazał, że w trakcie transformacji powstały struktury życia społecznego jednoznacznie identyfikujące się z otwartą demokracją jako sposobem organizowania życia społecznego. Jak ten potencjał przekształcić w skuteczny projekt polityczny?

Kluczem jest narracja, która skutecznie przeciwstawi się opowieści proponowanej przez PiS. Jarosław Kaczyński posługuje się w swej retoryce jednym z podstawowych antropologicznych mechanizmów, polegających na wskazywaniu Innego, jego stygmatyzacji i uruchamianiu mimetycznej pasji nienawiści i zemsty za rzeczywiste i wyimaginowane krzywdy przez Innego wyrządzone. Doskonale opisywał to zmarły antropolog René Girard. Uruchomiony raz mechanizm często zatrzymuje się dopiero wówczas, gdy wyczerpie swą energię podczas realnej, krwawej wojny. Znamienne, że ostatnia wielka książka Girarda to „Achever Clausewitz” – „Dokończyć Clausewitza”.

Jak przeciwstawić się tej logice? Albo przemocą ustanowioną z zewnątrz, np. przez państwo biorące w karb przemoc mimetyczną napędzającą życie klanów. Albo przez uruchomienie drugiego podstawowego mechanizmu antropologicznego organizującego życie społeczeństw – logiki daru. Ta logika umożliwia budowanie relacji współzależności z Innym, który poprzez mechanizm pozytywnej wymiany staje się partnerem w tworzeniu tego, co wspólne, czyli relacji budujących społeczeństwo.

Jeśliby uznać, że III Rzeczypospolita była historycznym etapem przejścia od realnego socjalizmu do niemniej realnego kapitalizmu, to większość niesprawiedliwości tego systemu była po prostu skutkiem akumulacji pierwotnej. Karol Marks uznałby to za niezbędny etap rozbijania feudalnych struktur, jakie jeszcze przecież w PRL krępowały polskie społeczeństwo, i budowy burżuazji/mieszczaństwa, klasy par excellence modernizacyjnej. Ten etap dobiegł końca, nie dlatego jednak, że zbuntował się lud. Projekt PiS, jak pisałem wcześniej, choć posługuje się ludową retoryką, jest projektem konsolidacji części powstałej w wyniki transformacji burżuazji wokół idei kapitalizmu narodowego.

Lud może na tym projekcie trochę zyskać, bo jego elementem będzie stymulowanie popytu wewnętrznego – stąd pomysł 500 zł na dziecko. Nie będzie to projekt o charakterze emancypacyjnym, włączającym – warunkiem redystrybucji będzie zakonserwowanie struktury społecznej wokół „tradycyjnych polskich wartości”. Żadnego mieszania ras, kultur i trzeba dodać: klas.

Jedyna dobra alternatywa to projekt polegający na autentycznym włączeniu i politycznym upodmiotowieniu klas niższych, dotychczas z polityki i reprezentacji wyłączonych. Podobny, jaki stał się podstawą wielkiego sukcesu Brazylii za rządów Luli, w którym burżuazja zrozumiała, że musi podzielić się, ale nie ograniczając podziału jedynie do redystrybucji (program Bolsa familia). Równie ważnym i sprzężonym z redystrybucją elementem było uznanie (wyrażające się m.in w programie Pontos de Cultura).

Nie musimy jednak odwoływać się do tradycji brazylijskiej, wszak na tym samym polegał projekt Kościuszki wyrażony w Uniwersale Połanieckim. Czy istnieje jednak ugrupowanie polityczne zdolne odnowić ten program w dzisiejszym kontekście i przeciwstawić idei państwa opartego na XIX wiecznej, paternalistycznej zasadzie solidaryzmu wizję dobrego państwa, opartego na idei solidarności społecznej jako cnoty wyrażającej się w praktyce społecznej na uznaniu, że niezależnie od rasy, kultury, klasy i wyznania wszyscy są godni i dysponują potencjałem, by wytwarzać to, co wspólne?

Na razie, niestety, takiego ugrupowania nie widzę. Nowoczesna ogłaszając trzy projekty ustaw, pokazała, że nie jest w stanie zredefiniować autystycznego języka swojej kampanii, Platforma na razie ciągle nie jest w stanie odnowy w duchu autokrytyki, licząc, że krytyka PiS wystarczy, Razem – mam wrażenie – bardziej koncentruje się na krytyce III RP niż na szukaniu odpowiedzi na pytanie, jak w dzisiejszym kontekście społecznym i gospodarczym wytwarzać to, co wspólne jako podstawa więzi społecznej i sprawczości politycznej.

To jednak dopiero początek, finałem będzie (mam nadzieję) nowy, czerpiący zarówno z ducha kościuszkowskiego Uniwersału, jak i ducha sierpniowej Solidarności projekt/projekty polityczne otwartej Rzeczypospolitej, integrujące i uzupełniające to wszystko, cośmy w sferze myśli społecznej, kultury, refleksji dokonali.