W minionej kadencji Parlamentu Europejskiego udało się dokonać przełomowego kroku na drodze do zmiany kursu europejskiej polityki rybackiej. Decydującą rolę odegrało w tym procesie doświadczenie i determinacja szwedzkiej zielonej europosłanki Isabelli Lövin.

 

Zielony Magazyn Europejski: Czym zajmowałaś się, zawodowo i politycznie, zanim zostałaś europosłanką? Skąd się wzięło twoje zainteresowanie kwestią rybołówstwa?

Isabella Lövin: Przez ponad 20 lat pracowałam jako dziennikarka, pisałam głównie o kulturze i ekologii. Pisałam m.in. dla „All About Food”, w zasadzie największego szwedzkiego czasopisma poświęconego jedzeniu, mającego wielu wiernych czytelników zainteresowanych tym tematem. To na jego łamach miała miejsce pierwsza w szwedzkich mediach dyskusja o przełowieniu.

Zainteresowałam się sytuacją na Bałtyku. Zaczęłam drążyć pytanie, czy w porządku jest jedzenie ryb z Morza Bałtyckiego, np. dorsza. Czy mamy już problem przełowienia? Czy powinniśmy zamieszczać na naszych łamach przepisy na potrawy z dorsza? Okazało się, że wszyscy naukowcy byli zgodni, że dorsz w szwedzkim morzu jest zagrożony. Odkryłam też, że w Kanadzie w 1992 r. populacja dorsza w ławicy Grand Banks w Nowej Fundlandii załamała się i została do szczętu wyłowiona. Nie ma już dorsza tam, gdzie niegdyś były największe łowiska tej ryby na świecie! Dziesięć lat później to samo zaczynało się dziać na Bałtyku i Morzu Północnym.

 

Globalny problem z rybami

Czy rzeczywiście było to dla ciebie zaskoczeniem?

Było dla mnie nie do pojęcia, że nikt z tym nic nie robił. Mieliśmy wiedzę, naprawdę przerażający przykład w Kanadzie, a mimo to wszyscy politycy w Unii Europejskiej próbowali uzyskać co roku jak największe kwoty połowowe dla swoich rybaków, zaś konsumenci nie byli nawet świadomi tego problemu. Zszokowało mnie to, ponieważ nie jest to tylko problem dostępu do naszych łowisk, wpływało też na jakość wody, zakwit alg oraz uzależniało nas od importu ryb zamiast polegania na własnych zasobach.

Co więcej, dotujemy floty UE wyruszające na połowy w Afryce Zachodniej oraz w oceanach Pacyfiku i Indyjskim, aby dostarczać ryby na europejski rynek. To polityka błędna pod każdym względem. Jest to błędem zarówno z punktu widzenia środowiska, jak i z punktu widzenia sprawiedliwości między bogatymi a biednymi krajami. Poza tym moralnie szalone jest doprowadzanie określonych gatunków na skraj wyginięcia za pomocą szczodrych dotacji z publicznej kiesy.

I wtedy postanowiłaś napisać książkę.

Zdecydowałam się napisać o tym książkę, ponieważ ten problem był zbyt złożony i obszerny na jeden artykuł w gazecie. Swoją drogą, w czasopiśmie zdecydowaliśmy się nie drukować więcej przepisów na przyrządzanie zagrożonych wymarciem ryb. Moja książka „Tyst hav” (Milczące morza) została wydana w 2007 r. i została przetłumaczona na angielski i japoński. W Szwecji była bestsellerem. Otrzymałam za nią wiele wyróżnień i nagród, co szeroko opisywano w mediach. To wtedy Zieloni zapytali, czy chciałabym się do nich przyłączyć i zostać kandydatką w wyborach do Europarlamentu, abym mogła w Brukseli walczyć o zmianę unijnej polityki rybołówstwa.

I tak, w 2009 r. wkroczyłaś na arenę europejską.

Tak, było to dla mnie sporym zaskoczeniem!

Jednak wiedziałaś od początku, że czeka cię ostra walka?

Nie oczekiwałam, że uda mi się wprowadzić duże zmiany. Ale byłam zdeterminowana zrobić co w mojej mocy, nawet jeżeli udałoby mi się zmienić politykę choć trochę w dobrym kierunku. A więc, to o czym mówimy, było moim jedynym zamiarem i celem w PE. Powiedziałam szwedzkim Zielonym, żeby nie spodziewali się, że będę pracowała nad wszystkimi zielonymi kwestiami – związanymi z imigracją, równością płci, zmianami klimatu czy czymkolwiek innym. Miałam ten sam obraz systemu Unii Europejskiej, co wszyscy, że jest on ogromny oraz że niemożliwe jest wpłynięcie na cokolwiek. Byłam niemal gotowa odejść z Parlamentu, gdyby okazało się, że nie mam na nic wpływu, i że lepiej kształtowałabym opinię publiczną jako dziennikarka.

Czy ten obraz się zmienił?

Dość szybko poczułam, że mogę naprawdę zmienić spojrzenie moich kolegów w parlamentarnej Komisji Rybołówstwa przez wyjaśnienie im niektórych spraw, a nawet zbudować większość. Dość szybko rozwiązaliśmy porozumienie w sprawie połowów z Gwineą-Bissau, ponieważ miał tam miejsce przewrót wojskowy i masakra ludności cywilnej. Ludzie uznali, że nie było to dobre porozumienie i rozwiązali je. Był to pierwszy raz w historii, gdy Parlament Europejski odrzucił porozumienie w sprawie połowów.

 

Przeciw dyktatowi lobbystów

Na zeszłoroczny sukces, jakim była zgoda na reformę rybołówstwa, trzeba było długo pracować. Jednak nie byłaś w komisji sama. Czy miałaś sprzymierzeńców w innych partiach?

To istota pracy w Europarlamencie. Jeżeli należysz do małej grupy, jak frakcja Zielonych, musisz znajdować sojuszników dla swoich pomysłów. Na tym polegała rzeczywista praca: znaleźć partnerów w innych grupach i przekonać ich. Stworzyliśmy międzypartyjną grupę nacisku pod nazwą Fish for the Future (Ryby dla Przyszłości), w której brali udział bardzo aktywni członkowie wszystkich grup politycznych, którzy współpracowali na rzecz podniesienia świadomości w całym Parlamencie, nie tylko w Komisji Rybołówstwa.

Dlaczego było to tak ważne?

Ponieważ zazwyczaj członkowie komisji głosują zgodnie z rekomendacją swoich grup. Jednak ponieważ członkowie naszej komisji byli bardzo blisko związani z branżą rybną, chcieliśmy, żeby wszyscy członkowie Parlamentu, którzy należeli do Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności i ci spoza niej, wszyscy członkowie Parlamentu, byli świadomi problemu. Tego, że możemy zmienić sytuację podczas tej kadencji. Zorganizowaliśmy wiele seminariów i debat, aby rozpowszechnić informację wśród wszystkich członków, nie tylko tych z mojego komitetu. To też był klucz do sukcesu.

Wydaje się, że jedną z większych zmian, którą udało się tobie przeprowadzić, było to, że po raz pierwszy lobbyści branży rybnej nie panowali nad działaniami komisji. Czy możesz to wyjaśnić?

Tak, oczywiście. Warto wiedzieć, że Traktat Lizboński zmienił dynamikę polityki rybackiej. Przed 2009 r. Parlament Europejski wydawał tylko rekomendacje. Teraz mamy pełną władzę w procesie współdecyzji. Sektor rybny właściwie nie był gotowy na tę zmianę. Był znacznie bardziej przyzwyczajony do współpracy z rządami różnych krajów członkowskich. Miał swoje powiązania i stare dobre taktyki lobbingu w stolicach Europy.

Twój lobbing był najwyraźniej skuteczniejszy?

Skupiliśmy się na lobbingu wewnętrznym, w Parlamencie Europejskim. Na końcu zdobyliśmy bardzo silną przewagę głosów. Mieliśmy wynik ok. 502 przeciwko 139 w końcowym głosowaniu plenarnym nad zakazem przeławiania i stopniowym wycofywaniem praktyki wyrzucania jadalnych ryb za pokład. Otrzymaliśmy także wiele dobrych sugestii dotyczących tworzenia sieci morskich obszarów chronionych i nakładania dużo bardziej restrykcyjnych warunków na floty UE poławiające poza wodami europejskimi, szczególnie w krajach rozwijających się.

 

Rosnąca świadomość rybaków

Byłem zaskoczony, że nie było negatywnej reakcji ze strony branży. Odbiór był raczej pozytywny, czyż nie?

Myślę, że większość z nich zrozumiała, że jeśli nie zmienimy naszego postępowania, to przy następnej okazji do reformy już tylko osiem z ponad stu komercyjnie eksploatowanych zasobów ryb będzie utrzymywać się na bezpiecznym ekologicznie poziomie. Jeżeli spojrzeć na wszystkie liczby, połowy w Europie spadły o 40% w ostatniej dekadzie. Importujemy 70% wszystkich ryb, zatrudnienie w branży spadło, zmniejszył się sektor gospodarki rybnej. Nikt tak naprawdę na tym długofalowo nie korzysta. Większość branży rozumie już ten fakt, poza małą częścią, którą stanowi wielonarodowa flota, której nie zależy na europejskich wodach, ponieważ wyrusza na połowy w innym miejscu, jeżeli jedno jest już przełowione. Mogą nawet popłynąć na drugą stronę globu, zresztą to robią.

Czyli udało się tobie zainicjować prawdziwe regulacje europejskie i wspólne zarządzanie polityką rybną w Europie. Następna walka Zielonych będzie pewnie toczyć się na poziomie globalnym.

Bez wątpienia. Rybołówstwo ma zasięg globalny. Dlatego tak ważna jest walka UE o globalnie zrównoważone połowy. Możemy ją wygrać, ponieważ jesteśmy aktywni na całej planecie i we wszystkich globalnych organizacjach. Był to bardzo ważny, kluczowy krok, powiedzieć: „Zabraniamy przeławiania w Europie”. Bo gdybyśmy nic nie zmienili, nie mielibyśmy żadnej wiarygodności, żeby wyruszyć na Pacyfik i powiedzieć ludziom tam żyjącym: „Łowicie za dużo ryb”. Dlatego do niedawna Unia nie miała szansy realnie wspierać zrównoważonego rozwoju gdziekolwiek indziej.

Ważną częścią nowej regulacji jest przejrzystość.

W rzeczy samej, był to naprawdę ważny krok. Nam, Zielonym, udało się sprawić, że dostęp do rybactwa jest znacznie bardziej przejrzysty. Każdy kraj członkowski może wybrać, któremu spośród jego rybaków dać prawo do połowów. Czy chcą je dać wielkim przemysłowym trawlerom? Czy wolą dać je rybakom łowiącym u wybrzeży na małą skalę? Chodzi o te same ryby, ale w jednym wypadku mamy przy pracy może z dziesięciu ludzi pracujących na łodzi. Łowiących taką samą ilość ryb, co w drugim przypadku, czyli stu mniejszych łodzi używających sieci, co znacznie mniej szkodzi środowisku. Czyli można zdecydować się udostępnić ryby mniejszym zamiast większym łodziom. To pomysł, który Zieloni starali się bardzo mocno przeforsować w tej reformie. Teraz ustawodawstwo wymaga, aby kraje członkowskie były bardzo przejrzyste w tym, jak rozdzielają zasoby rybne. Oczywiście odbywa się to na poziomie kraju członkowskiego, ale musi on podać obiektywne kryteria przydzielania prawa do połowów.

Czy sposób przydzielania dotacji będzie bardziej przejrzysty?

To jeden z tych aspektów reformy, który nas rozczarował. Nie jesteśmy zadowoleni z części dotyczącej Funduszu Rybackiego. Pieniądze nadal idą na niewłaściwe cele. Przejrzystość nie poprawiła się. Jednym z moich celów było rozprowadzenie dużej ilości informacji, aby ludzie zrozumieli choćby małą część tego problemu.

Patrząc teraz w przyszłość, jakie są priorytety? Kiedy przekonamy się, czy ta reforma ma wpływ na zasoby rybne?

Cóż, pierwsze wyniki otrzymamy w przyszłym roku, gdy wszystkie wartości powinny być na zrównoważonym poziomie. Na Morzu Bałtyckim nie będzie już wyrzucania ryb od 2015/2016 r. Jednak trudno przewidzieć, kiedy zasoby się odbudują. Myślę, że może za dziesięć lat zobaczymy wyraźne różnice. Stany Zjednoczone wprowadziły nowe ustawodawstwo rybackie w 2005 r., teraz mogą widzieć wyraźną poprawę. Jednak w niektórych przypadkach trudno będzie o regenerację, ponieważ rezerwy są bardzo wyczerpane. Np. jeden z zasobów ryb na zachodnim wybrzeżu Szwecji prawdopodobnie już został wyeksploatowany i nigdy nie powróci. Jeżeli spojrzeć na przykład Kanady, moratorium na połowy dorsza istnieje już od 1992 r., a zasoby nie odnowiły się i nigdy już nie powrócą.

Co należy zrobić w następnej kadencji?

Przede wszystkim myślę, że na pierwszym miejscu jest dostrzeżenie, że ta polityka naprawdę wchodzi w życie. Nie możemy kontrolować, czy państwa członkowskie naprawdę robią to, co mają robić. Mimo to ważne jest, że teraz mamy dobre reguły na papierze, musimy też zobaczyć jak przeprowadzane są w praktyce.

Po drugie, z wielką uwagą patrzę na arenę globalną. ONZ będzie negocjować nowe porozumienie mające chronić bioróżnorodność na wodach międzynarodowych. Będzie to bardzo ważne. Poza tym pojawia się możliwość połowów na Arktyce wraz z topnieniem lodowców. Przyjęliśmy już w Parlamencie rezolucję, że chcemy zobaczyć obszar chroniony tam, gdzie niegdyś była pokrywa lodowa. Jest też wiele kwestii środowiskowych wpływających na oceany. Wiele jest w nich mikroplastiku. Unia zamierza zaproponować nową dyrektywę odnośnie do odpadów plastikowych. Praca nad tym może być bardzo interesująca. Nie wspominając już o zmianach klimatu, mają one bardzo negatywny wpływ na nasze oceany.

Tak więc ważne jest, by Zieloni nadal byli silni, ponieważ inne partie mniej czujnie patrzą na te sprawy.

Oczywiście. Jednymi z najważniejszych dla Unii spraw podczas następnej kadencji będą według mnie kwestie ekologiczne. Gospodarka jest także ważna, ale w większości wypadków można sobie z nią radzić na poziomie krajowym. Jednak tam, gdzie nie ma granic, jak w wypadku atmosfery czy oceanów, potrzebujemy silnej Unii. Zieloni są najbardziej aktywni i to oni nadają tym zagadnieniom priorytet. Dlatego uważam że szczególnie ważne jest, abyśmy mieli silną grupę Zielonych, która może wpłynąć na i poprowadzić Parlament w tej materii. Mamy kompetencje, siłę i pasję, żeby to zrobić. Uważam, że obywatele Europy chcą, żeby Unia zajęła się tymi globalnymi, ważnymi sprawami, które są tak istotne dla przyszłości naszej i naszych dzieci.