W grudniu roku 2015 delegacja romskich aktywistów uczestniczących w programie oddolnego wsparcia, stworzonym i prowadzonym przez Narodowy Instytut Demokratyczny we współpracy z lokalnymi organizacjami ochrony praw człowieka z Węgier, Rumunii i Słowacji odwiedzili Brukselę, by spotkać się z europejskimi decydentami oraz działaczami na rzecz praw Romów. W trakcie tej wizyty działacze z Czech, Rumunii i Węgier dyskutowali na temat granic, zmian, jakie w życiu ich społeczności przyniosła Unia Europejska, a także źródłach własnej tożsamości. Ich wypowiedzi pozwoliły nam lepiej zrozumieć, dlaczego określanie Romów mianem bezpaństwowej, ponadnarodowej społeczności nie oddaje głębokich więzi, jakie odczuwają oni ze swym lokalnym otoczeniem, a także dlaczego niewidzialne granice potrafią być równie mocno odczuwalne, jak te materialne.

Beatrice White: Czy wejście krajów Europy Środkowej do Unii Europejskiej ułatwiło życie mieszkającym tam Romom? Czy jakość życia w ciągu ostatniej dekady się poprawiła, czy może nie za bardzo?

Miroslav Klempar: Historycznie rzecz ujmując Romowie przez długie lata byli podróżnikami – kiedy jednak nomadyczny tryb życia został zabroniony w wielu krajach zdecydowali się osiąść I stać się normalnymi mieszkańcami. Romowie są w Europie od setek lat, jest ona naszym domem. Czuję, że Czechy to mój kraj, ale z różnych powodów odnoszę wrażanie, że dla tutejszego społeczeństwa jestem kimś obcym – mimo iż tak moi rodzice, jak i ja sam się tu urodziliśmy.

Oto granica, która nie zniknęła. Myślałem, że gdy Czechy weszły do Unii Europejskiej dojdzie do jakiś zmian, ale uprzedzenia trzymają się mocno – mam wrażenie, że sytuacja nawet się pogarsza.

Niegdyś Romowie żyli zmieszani z resztą ludności, po akcesji zostali zepchnięci do własnych dzielnic. Segregacji przestrzennej towarzyszy dyskryminacja w innych dziedzinach, takich jak edukacja. Postanowiłem zająć się tym zagadnieniem, bo mamy tak naprawdę dwa systemy edukacyjne – ogólny oraz specjalny.

Normalnie jest on zarezerwowany dla dzieci z niepełnosprawnościami, ale nasze dzieciaki często są tak klasyfikowane w celu zdobycia przez placówki dodatkowych środków. Chcę to zmienić. Pracujemy z rodzicami, tłumaczymy im, jakie mają prawa, staramy się ich wzmacniać, pomóc wybierać odpowiednie szkoły i uniknąć segregacji.

Fiorentina Stanciu: Nie wiem jak było przed wejściem Rumunii do Unii – w roku 2007 miałam 13 lat. Widać jednak, że wielką szansą jest dla nas, szczególnie młodych, swoboda podróżowania, możliwość spotykania się i uczenia się od innych. Nie wiem jednak, czy to szczególnie pomocne akurat dla Romów.

Dla mnie to oczywiście coś dobrego – mogę przyjechać tu, do Brukseli odwiedzić Parlament Europejski. Nie wiem jednak, czy równie życzliwie zostaliby przyjęci ludzie, tacy jak moi dziadkowie – osoby starsze, słabiej wykształcone, nieznające angielskiego, które czasem mogą wręcz wyglądać odmiennie.

Przypomnę, że parę lat temu Romowie byli wysyłani z Francji z powrotem do Rumunii i Bułgarii z kilkuset euro w kieszeni. Władze właściwie nie sprawdzały, czy odsyłani byli Romami, po prostu chciały się ich pozbyć. Był to głupi pomysł – ludzie brali pieniądze, wracali do Rumunii, a potem znów przyjeżdżali do Francji. Nie mam pojęcia, skąd w krajach takich jak Francja czy Niemcy taki lęk przed Romami. Nie jesteśmy złymi ludźmi – po prostu robimy różne rzeczy inaczej.

Zsuzsanna Lakatosne: Młodzi, tacy jak Florentina, nie doświadczyli życia za czasów komunistycznych, które dla nas na Węgrzech były lepsze niż życie, które mamy obecnie. Każdy miał wówczas pracę, a Romowie chronieni byli przed dyskryminacją w miejscu pracy. Jeśli nie miałeś roboty, sprawę mógł rozwiązać jeden telefon od lokalnego oficjela partyjnego – robotę można było znaleźć dla każdego, w tym dla Romów.

Dziś nęka nas bezrobocie, a wraz z nim pojawia się potrzeba zasiłków społecznych. Ich otrzymanie uzależnione jest jednak od szeregu warunków, które nie zawsze łatwo jest spełnić. Głównym problemem jest fakt, że Unia Europejska właściwie nie może zainterweniować w tych kwestiach, które pozostają w gestii państw członkowskich.

Rozpoczęła się również ponowna segregacja szkolna, mająca fatalny wpływ na szanse edukacyjne i życiowe romskich dzieci. Sprawia ona, że wpadają w matnię, z której nie mogą się wydostać. Decyzje dotyczące segregacji są dziś na Węgrzech w ręku jednego człowieka – ministra zasobów ludzkich – co oznacza, że jego opinie mają nadmierny wpływ na te kwestie.

Choć istnieje tylko jedna, faktycznie „posegregowana” szkoła na Węgrzech, segregacja możliwa jest z powodów religijnych, jak również na poziomie poszczególnych oddziałów klasowych.

Dlaczego z dyskryminacją jest coraz gorzej? Chodzi o stereotypy medialne i uprzedzenia, jakie odczuwa społeczność pozaromska? Czy Romowie mają w związku z nieufnością oraz lękiem przed dyskryminacją do izolowania się od reszty?

MK: Historia dyskryminacji społeczności romskiej jest tak stara, jak ona sama – i trwa nadal.

Prawodawstwo antyrasistowskie wdrażane było w Unii na początku XXI wieku, mimo iż dyskryminacja trwała znacznie wcześniej. Podobnie „romofobia” jest względnie nowy, choć zjawisko to istniało przecież od dobrych kilkuset lat.

Pierwszym krokiem musi być zidentyfikowanie problemu i jego nazwanie – możemy wówczas zacząć z nim walczyć. Skargi przeciwko Słowacji i Czechom, skierowane do UE w imieniu romskich dzieci były przez te kraje lekceważąco – twierdziły one, że żadna dyskryminacja nie ma miejsca. Pierwszym etapem jest więc przyznanie się do problemu, nawet jeśli mieliśmy z nim do czynienia już od dawna.

Unia Europejska odgrywa tu kluczową rolę, szczególnie że dysponuje funduszami strukturalnymi. Ich przekazywanie może być powiązane z oczekiwaniem zmian w tej dziedzinie, co zresztą już się czasem zdarza. Myślę, że to plus.

Media niestety nie pomagają – wszystko, co o Romach przeczytacie lub zobaczycie w telewizji, powiązane jest z przestępczością. Brakuje pozytywnych doniesień o społeczności. Chociaż żyjemy ze sobą wspólnie od kilkuset lat większość ludności nie wie nic o nas, naszej kulturze i sposobie życia. Myśląc o integracji, chcieliby pomalować nasze twarze na biało i zobaczyć, jak żyjemy dokładnie tak, jak oni.

Mamy jednak pełne prawo do zachowania naszej kultury, języka i tradycji.

FS: Dyskryminacja ma miejsce, bowiem nikt nie jest zainteresowany w wysłuchaniu opowieści o Romach, którym się udało lub którzy pracują nad poprawą sytuacji w swojej społeczności.

Jeśli chodzi o integrację, to edukacja jest tu kluczowa. Jeśli masz do czynienia z wykształconymi, poinformowanymi ludźmi, masz do czynienia z dobrym (w każdym sensie tego słowa) społeczeństwem. Nasze władze wolą jednak, by dało się nami łatwo manipulować.

Właśnie dlatego zdecydowałam się pracować z dziećmi i młodzieżą, dając im wsparcie, formalną edukację oraz zajęcia na temat praw człowieka, dyskryminacji i dialogu międzykulturowego. Staram się im pokazać, że mają w swoich rękach wszelkie narzędzia do tego, by mieć informacje.

Problemem jest jednak to, że nie wiedzą co z nimi zrobić, nie mają za bardzo wizji swojego przyszłego życia. Wiele dzieci, z którymi pracuję, ma dziś rodziców zagranicą. To o tyle dobrze, że mogą im zapewnić odpowiednie warunki materialne, ale oznacza też, że są oni nieobecni, nie mogą ich nauczyć, jak postępować w życiu, co jest dobre, a co złe. Jeśli ludzie są wykształceni, zyskuje na tym całe społeczeństwo.

ZL: Kiedy integrację zrównuje się z asymilacją, to mamy do czynienia z dyskryminacją.

Jako że historia Romów jest nieobecna w szkolnych programach nauczania i w podręcznikach, większości społeczeństwa nie będzie dane poznać nas czy rolę, jaką pełniliśmy w społecznościach. Bez naszego wkładu kraje te byłyby znacznie uboższe. Mimo to odmawia się nam historii. Dyskryminuje się we wszystkich dziedzinach życia.

Kiedy ogranicza się naszym dzieciom szansę na rozwój umysłowy, zwiększa to bariery, z jakimi będą mieć do czynienia w przyszłości. Zawsze domaga się od nas, byśmy się integrowali, ale tak naprawdę tego się nie chce. Chce się, byśmy zniknęli, rozpłynęli się w społeczeństwie. Europa bez Romów byłaby jednak dużo uboższa, jeśli chodzi o kulturę i różnorodność.

Osoby z zewnątrz spostrzegają, że społeczność romska ma własne symbole, takie jak język czy flaga. Czy Romowie czują ponadnarodową tożsamość, czy może bardziej utożsamiają się ze swoim najbliższym otoczeniem?

Miroslav Klempar: Romowie nie są rzecz jasna jednolitą grupą. Jest ich wiele i każda ma swoją kulturę, dialekt czy tradycje. Każda z nich ma prawo do ich zachowania, dopóki nie łamią one praw innych.

W Czechach często słyszymy narzekania, że np. Romowie są głośni, a ich rodziny przyjmują zbyt wielu gości. Ale to nasza kultura, nie zmienimy jej. Uwielbiamy się codziennie odwiedzać!

Kiedy zatem integracja się zaczyna, a kiedy kończy? Czy polega na tym, że osoba jej poddana zachowuje się jak większość?

Dyskryminuje się dzieci, które nie za dobrze znają lokalny język. Według tego kryterium ocenia się naszą integrację.

Fiorentina Stanciu: Pochodzę z nietradycyjnej społeczności – nie mówimy po romsku, nie nosimy tradycyjnych ubrań ani nie wykonujemy typowych, historycznych zawodów. Nie mamy też szczególnych zwyczajów.

Mamy jednak cechy szczególne – szybko się uczymy i dostosowujemy do warunków. Lubimy przebywać ze sobą – tańczyć, śpiewać, jeść, cieszyć się wspólnotą. Nie wiem, czy to tradycja, ale można powiedzieć, że w nasze żyłach krew płynie szybciej.

Zsuzsanna Lakatosne: Flori uważa, że jej rodzina nie ma tradycji, ale przecież posiadanie dużej rodziny z wieloma dziećmi jest częścią naszej kultury.

Mamy jednak do czynienia z dużą różnorodnością – także na Węgrzech. Istnieją np. miejsca, gdzie normą jest wychodzenie za mąż bardzo młodo, podczas gdy w innych społecznościach nie jest to akceptowane.

Mam siódemkę dzieci, jesteśmy więc dużą rodziną. Mamy tradycje, których nie maja inne rodziny, ale i tak jesteśmy Romami – nawet jeśli nie jesteśmy jednakowi. Kiedy się spotkamy, jest nas całkiem sporo – dlatego właśnie ludzie postrzegają nas jako hałaśliwych, chociaż tak właśnie lubimy. To coś, co większość chce nam odebrać.

Możemy mieć pewne reguły i prawa, ale mają one zastosowanie tak długo, jak długo nie wchodzą w konflikt z tymi, które obowiązują w kraju, w którym mieszkamy, jako że nie mamy swojego.

Mamy symbole, takie jak flaga (czerwone koło symbolizujące wolność), jak również hymny – węgierski i międzynarodowy. Używanie romskiej flagi obok symboli narodowych pokazuje, że Romowie przynależą wszędzie na kontynencie.

To prawda, że Romowie nie mają swojego państwa – myślisz, że miałoby sens, gdyby mogli samodzielnie zorganizować się wokół naszej kultury i tradycji czy że najlepszym wyjściem jest współistnienie z poszanowaniem autonomii? Samorząd bez izolowania?

MK: Żyjemy na całym świecie, a to oznacza, że jest wśród nas tak wielka różnorodność i tak długo żyliśmy bez własnego kraju, że nie sądzę, aby był to dobry pomysł.

Nie twierdzę, że nie dalibyśmy rady żyć wspólnie, ale jeśli chodzi o kontekst polityczny, nie sądzę, by mogło to być realne. Nie jest też jasne, skąd pochodzimy, więc trudno byłoby domagać się prawa do jakiegokolwiek terytorium. Romowie są już zresztą włączeni do życia krajów, w których mieszkają. Oczywiście niektórzy żyją w innych warunkach niż pozostali.

Gdyby usunąć te bariery – występujące w edukacji, zatrudnieniu czy mieszkalnictwie – to byłby to pierwszy krok na drodze do integracji w krajach, w których żyjemy.

Likwidowanie tych barier jest kluczowe. Wówczas różnice będą takie, jak w większości społeczeństwa – niektórzy będą ubodzy, niektórzy bogaci, jedni dobrzy, inni źli…

FS: Uważam, że Romowie już dziś mają swój kraj – kraj, w którym żyją. Ponieważ są jego obywatelami, przynależą do niego, respektują jego prawa i zasady.

Myślę, że gdyby mieli swój kraj bądź terytorium, na którym ustanawialiby swoje reguły… To byłby ciekawy eksperyment, ale ponieważ są tak bardzo różnorodni, a zarazem ekspresywni, mają swój temperament, uwielbiają dyskutować i się spierać, nie do końca jestem pewna,  czy bylibyśmy w stanie się ze sobą zgodzić, aby to zadziałało.

Także dlatego, że Romowie uwielbiają krążyć po różnych miejscach i nie znoszą być przywiązani do konkretnego miejsca. Mamy silne charaktery i nie lubimy, gdy ktoś nam mówi, co mamy robić!

ZL: To ekscytujące pytanie. Sporo nad nim myślałam, jestem bowiem częścią romskiego samorządu na Węgrzech, a więc wybieranego w wyborach ciała, reprezentującego społeczność. Nie ma ono jednak wpływu politycznego, poza kwestiami kulturalnymi i edukacyjnymi.

Zgadzam się jednak z Miroslavem, że teraz nie miałoby to sensu. Nie mam pojęcia, kiedy i skąd moi przodkowie wzięli się na terenie Węgier – myślę jednak, że miało to miejsce w tym samym czasie, co przybycie obecnej ludności, może nieco później.

W każdym kraju, w którym żyją dziś Romowie, jesteśmy niemal jego kamieniem węgielnym. To tu się urodziliśmy, zaczęliśmy budować własne życie oraz sam kraj dzięki naszym umiejętnościom, wiedzy i kulturze. Nikt nie ma prawa mówić, że nie ma tu dla nas miejsca.

MK: Warto podkreślić, że do tego, aby być traktowanym po ludzku, nie potrzebujemy własnego państwa. Jego brak nie czyni z nas kogoś gorszego.

Jak widzicie przyszłość, biorąc pod uwagę rosnące uprzedzenia i ksenofobię, która dotyka w Europie wszystkich mniejszości, a także powrót granic spowodowany nastawieniem do uchodźców?

MK: Jak już powiedziałem wcześniej, zniesienie granic nie zmieniło niczego w codziennym życiu Romów. Myślę, że nie zmieniłoby go również zniesienie strefy Schengen. Nienawiść i postawy antyromskie istniałyby tak samo jak teraz i będą istniały jeszcze długo.

Przynależność do Unii Europejskiej jest dla nas ważna, ponieważ jej wpływ pomaga w poprawie praktyk i rozwiązań ukierunkowanych na Romów, a także w ich wdrażaniu.

Nie możemy zmienić ludzkich myśli. Dla wielu nadal pozostajemy Cyganami, ale przynajmniej mamy te same prawa. Potrzebujemy do tego pomocy Unii, nacisku na nasze rządy. Patrząc na to, co się działo w ostatnich latach, jestem optymistyczny.

FS: Nie wiem, jak będzie wyglądać przyszłość. Mówię to jako młoda osoba z Rumunii, nie jako Romka. Wkrótce skończę szkołę – nie wiem jednak, co będzie dalej. Nie mam zbyt wiele długofalowego bezpieczeństwa ekonomicznego. Sprawy w Rumunii toczą się szybko i nierzadko potęgują poczucie zagubienia.

Zależy mi, by dzieci, z którymi pracuję, miały dobry dostęp do edukacji i rynku pracy. Nie wiem jednak, w jaki sposób miałoby się to udać bez dobrze zorganizowanego systemu, zintegrowanego z edukacją, zdrowiem, bezpieczeństwem czy zatrudnieniem. Poszczególne kwestie muszą być ze sobą powiązane, co nie ma obecnie miejsca.

Sprawy mogłyby iść w dobrym kierunku, gdybyśmy mogli pielęgnować ducha współpracy, zamiast konkurencji. Musimy jednak poczekać na rozwój wypadków – nikt nie wie bowiem, dokąd zmierzamy. Mam jednak nadzieję, że młodzi ludzie, którzy chcą, by w Rumunii żyło się lepiej, będą w stanie podnieść głowy i przejąć władzę.

ZL: Jestem mniej optymistyczna co do zdolności UE do dokonywania realnych zmian w życiu Romów – jest to bowiem wielka, biurokratyczna instytucja z wieloma interesami w tle. Polityka nie kieruje się dziś niestety długofalową pracą. Brak reprezentacji Romów wszędzie pozostaje problemem.

Na Węgrzech nie brakuje rasistowskiej retoryki – dla przykładu latem zeszłego roku premier powiedział, że skoro Węgry nie proszą Europy Zachodniej o przyjmowanie dużej ilości Romów, nie może ona oczekiwać, że będziemy żyć z dużą ilością imigrantów.

Uważam, ze wykorzystywanie mniejszości romskiej jako wymówki do nieprzyjmowania uchodźców jes absurdalne i niebezpieczne.

Checkpoint Europe: The Return of Borders
Checkpoint Europe: The Return of Borders

Borders are back! After 60 years of peace in Europe and the gradual abolition of its internal borders, Europe is now experiencing the full force of the backlash.